Recenzja filmu

8 rzeczy, których nie wiecie o facetach (2022)
Sylwester Jakimow
Alicja Bachleda-Curuś
Mikołaj Roznerski

Twarde lądowanie

Czego w tej produkcji nie ma! Oprócz skoków ze spadochronem, mamy również skok z okna (bez spadochronu), narkotyki i halucynacje, nie zabrakło nawet akcji antyterrorystycznej… Miejsca zmieniają
Kontynuację filmu "7 rzeczy, których nie wiecie o facetach" otwiera skok ze spadochronem w wykonaniu znanego nam z pierwszej części Tomka (Mikołaj Roznerski). I trudno o lepszą metaforę całego filmu: cień ekscytacji przed skokiem, a potem błyskawiczne pikowanie. 

Żeby nie było – "8 rzeczy, których nie wiecie o facetach" w reżyserii Sylwestra Jakimowa nie jest filmem pozbawionym akcji. Wręcz przeciwnie – czego w tej produkcji nie ma! Oprócz skoków ze spadochronem, mamy również skok z okna (bez spadochronu), narkotyki i halucynacje, nie zabrakło nawet akcji antyterrorystycznej… Miejsca zmieniają się niczym w kalejdoskopie: od Londynu przez Warszawę aż po Podhale, od studia nagrań przez szpital psychiatryczny po więzienie. Odnaleziony po latach ojciec okazuje się znanym artystą, ciężarna kobieta "nagle" odkrywa, że ma niedojrzałego męża, dwóch ojców walczy o prawa do dziecka… To prawda, że i tak "wszystko już było", że trudno o coś innowacyjnego czy ambitnego, szczególnie w gatunku polskiej komedii romantycznej. Ale przecież nie tego oczekujemy od podobnych filmów; wręcz przeciwnie – znakomita komedia romantyczna może mieć przewidywalną fabułę, o ile tylko znajduje szlachetność właśnie w prostocie i nie spuszcza z celownika centralnej, angażującej emocjonalnie historii. Niestety, twórcy "8 rzeczy" nie radzą sobie z podobną konwencją. Wątków jest tu zbyt wiele i tylko trzy spośród nich zostały w jakiś sposób rozwinięte. Poboczne historie zostają poruszone i niedokończone, całość przypomina scenariopisarski freestyle. Trudno wyjaśnić, po co jeden z bohaterów wybiera się na wesele byłej dziewczyny, a inny ma problemy finansowe. Są to motywy, które po pierwsze – niewiele wnoszą do fabuły, a po drugie – błyskawicznie się rozmywają. 


Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że rozwój pewnych wątków z pierwszej części uzależniony był przede wszystkim od dostępności aktorów i do niej właśnie dostosowano scenariusz. I tak, wielka miłość pewnego bohatera nie okazuje się jednak tą największą, bo ukochana zniknęła z listy płac, inna zaś postać z tego samego powodu owdowiała. Jakimś cudem, pomimo faktu że nagromadzenie nierozwiązanych intryg i rozproszonych historii osiąga absurdalne rozmiary, fabuła i tak pozostaje przewidywalna. Alina Puchała (autorka scenariusza do innej znanej komedii romantycznej "Dlaczego nie!") i Adam Musielski napisali scenariusz dosłownie o wszystkim i o niczym, fundując nam słabą kontynuację niezbyt dobrego filmu.

Powyższa sytuacja jest o tyle bolesna, że na planie zgromadzono całkiem dobrą obsadę. Wśród tłumu postaci pierwszo- i drugoplanowych znaleźli się m.in. Piotr Głowacki, Leszek Lichota, Zbigniew Zamachowski i Piotr Polk. Niestety, na udziale weteranów nikt nie skorzysta. Grany po raz kolejny przez Zamachowskiego Ricky to jedynie ekranowy obiekt troski i postać zaskakująco pasywna, z kolei łączny czas ekranowy Polka (ponownie w roli muzycznego producenta) wynosi może pięć minut. Inni aktorzy znów grają w znanym kluczu. Czy Maciej Zakościelny (tu w roli Kordiana) w komedii romantycznej zawsze musi wcielać się w lekko nadętego, młodego (choć przecież coraz starszego) zamożnego, ale samotnego mężczyznę, który zakochuje się w skromnej dziewczynie z sąsiedztwa? Czy Mikołaj Roznerski sprawdza się wyłącznie w rolach lekkoduchów amantów-bawidamków? Aż zaskakuje, że w obsadzie zabrakło Tomasza Karolaka, który mógłby wcielić się w gapowatego kumpla głównego bohatera… A skoro o Karolaku mowa, to może dzięki jego obecności w tej komedii rzeczywiście pojawiłby się jakiś humor. Przez całe półtorej godziny dramatyczne (w zamierzeniu) historie mają wywoływać w widzach raczej wzruszenie niż śmiech. Jedyne zabawne wątki to wspólne sceny Stefana (Lichota) i Jarosława (Głowacki). Na inne "komediowe" motywy w rodzaju upadku z okna czy wywołanych narkotykami urojeń spuszczę zasłonę milczenia.


Pewną zaletą "8 rzeczy" jest to, że nie wszyscy mieszkańcy Warszawy są ludźmi młodymi, pięknymi i zamożnymi (to naprawdę rzadkość w polskich komediach romantycznych, a często nawet w serialach). W teorii są to więc opowieści "o każdym z nas". W praktyce jednak nie ma szans na utożsamienie się z bohaterami – nawet, jeśli nie znikają z ekranu po kilku minutach, są napisani na kolanie. Oglądanie "8 rzeczy, których nie wiecie o facetach" nie jest jakimś szczególnie bolesnym doświadczeniem, ale to niemal kliniczny przypadek złego scenariusza, którego nie naprawią ani operator, ani obsada. Po wyjściu z kina wciąż nie mam pojęcia, o jakie osiem rzeczy chodzi. I czy siedem z poprzedniego filmu powinnam już znać na pamięć.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones